Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/to-niewielki.boleslawiec.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server350749/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 17
przyciśniemy Imo teraz, może znów się zamknąć.

- Karo uwielbiała Richarda, podobnie jak one wszystkie. - Ja

pani Lynch. Kaski dla gości trzymamy tam. - Miło było was poznać - rzuciła przez ramię do mężczyzn, z którymi wcześniej usiłowała nawiązać rozmowę. Beck popchnął ją przez labirynt stołów i krzeseł w kierunku magazynu zaopatrzeniowego. Na szczęście chwilowo nie było tam nikogo. Gdy tylko zamknął drzwi, Sayre odwróciła się do niego. - Nie chcieli, bym rozmawiała z robotnikami, prawda? Wysłali cię, żebyś się mnie stąd pozbył. - Nic z tych rzeczy - odparł spokojnie. - Huff i Chris byli przyjemnie zaskoczeni twoim zainteresowaniem firmą. Jeżeli jednak chcesz się dowiedzieć czegoś o operacjach w hali fabrycznej, powinnaś zapytać mnie, a nie tych ludzi. Nawet w swoim „podwórkowym" ubraniu wyglądasz na dziewczynę z wyższej klasy, a to ich onieśmiela. - To nie wstyd, tylko strach i nieufność w stosunku do wszystkich ludzi noszących nazwisko Hoyle. - Dlaczego więc próbujesz ich stawiać w tak niewygodnej sytuacji? Po namyśle musiała przyznać mu rację. - Rzeczywiście, to było głupie z mojej strony. Dowiem się znacznie więcej, oglądając halę. Gdzie jest kask, który mogę włożyć? - Większość procesu produkcyjnego możesz zaobserwować z pomieszczeń na piętrze. - Z tych ładnych, czystych, bezpiecznych klimatyzowanych biur? To niezbyt adekwatna reprezentacja warunków pracy w odlewni, prawda? Chcę doświadczyć tego, co znoszą na co dzień robotnicy. - To nie jest dobry pomysł, Sayre. Chris zawiaduje pracą w hali i taka jest jego opinia. - Nie miał jednak na tyle odwagi, żeby przyjść i powiedzieć mi to osobiście? - Zdał się na moje umiejętności dyplomatyczne. - Możesz trenować swoje umiejętności do końca życia, a ja i tak nie zmienię zdania. - W takim razie porzućmy konwenanse. - Oparł ręce na biodrach i podszedł do niej blisko. - Co ty tu, do diabła, robisz? - Jak sam mi przypomniałeś nie dalej niż wczoraj, jestem udziałowcem Hoyle Enterprises. - Skąd twoje dzisiejsze zainteresowanie, skoro wczoraj nie okazałaś go ani krzty? Nie chcąc wyprowadzać go z błędu, rzuciła: - Najwyższy czas, żebym się tym zajęła. - Ponownie zapytam dlaczego? Czy dlatego, że jako mała dziewczynka nie byłaś tu mile widziana? Chris i Danny spędzali w fabryce dużo czasu, ale tobie zabroniono wstępu. Nie podobało ci się to, że nie należysz do ich paczki? Jej oczy rozbłysły niebezpiecznie. - Nie próbuj ze mną tych szowinistycznych gadek o zazdrości o penisa. Nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Ruchem głowy wskazał drzwi za jej plecami. - Owszem, musisz, jeżeli chcesz przejść przez te drzwi - powiedział. - Jest pan pracownikiem tej firmy, panie Merchant, ergo, pracuje pan dla mnie, czy tak? Jestem pana przełożoną. Jej poniżająca uwaga rozwścieczyła go, lecz jednocześnie podnieciła, równie niedorzecznie, co gwałtownie. Nade wszystko pragnął ją teraz pocałować, choćby po to, aby pokazać jej, że nie we wszystkich aspektach życia mogła mu rozkazywać. - Co zamierzasz osiągnąć? - zapytał, powściągając impuls. - Chcę zobaczyć, czy to miejsce jest aż tak niebezpieczne, jak o nim mówią. Przekonać się, czy
wówczas swoim szalem i delikatnie pocałował. Róży od razu poprawiło to nastrój, ale przekornie postanowiła tego
- Wiem, zawsze mi to powtarzasz - skwitowała Tammy i rozłączyła się.
Tammy.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Tak, pani Burchett opowiadała mi, jak dobrze wszyscy na tym wychodzą - skwitowała z gorzką ironią.
- Powiedz, który przemysł nie niesie ze sobą ryzyka? - Istnieją jednak nowoczesne systemy wentylacyjne, które... - Są przeraźliwie drogie. Niemniej, nie ustajemy w wysiłkach nad poprawą środowiska pracy. - Skoro już o tym mowa, pamiętam, że kilka lat temu firma musiała zapłacić wysoką grzywnę za zanieczyszczenie wody ściekami z basenów chłodzących. - Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby chronić środowisko naturalne - odparł z uśmiechem przylepionym do twarzy. - Powiedz to Agencji Ochrony środowiska - powiedziała Sayre z uprzejmą ironią. Beck skończył rozmowę i dołączył do nich. - Bardzo przepraszam, ale stało się coś, co wymaga mojej natychmiastowej obecności. - Sięgnął po ubranie ochronne, które trzymała w ręku Sayre. - Wiesz, gdzie jest wyjście? - Nie sądzę, żeby odnalezienie go było zbyt trudne. - Jaka szkoda, że nie mogę cię zabrać na lunch, zanim wyjedziesz z miasta - powiedział Chris. - Mam jednak ważne sprawy do załatwienia. - Pochylił się i pocałował ją w policzek. Kiedy go odepchnęła, spojrzał na nią z kpiną. - Miłego lotu, Sayre. Chris i Beck obserwowali, jak Sayre oddala się korytarzem i znika za rogiem. - I to by było tyle - skomentował Chris. - Niezupełnie. - Sądzisz, że zacznie nas nękać o sprawy bezpieczeństwa, ochrony środowiska i tak dalej? - To się jeszcze okaże. Właśnie się dowiedziałem, że nasza panna była od rana niezwykle zajęta. - Naprawdę? - Chris uniósł brew. - Czym dokładnie? - Na przykład rozmową z Rudym Harperem. Przed chwilą do mnie zadzwonił. Pytał, czy nie mógłbyś wstąpić do jego biura i odpowiedzieć na kilka pytań. Sayre nie wyjechała z miasta od razu. Zamiast tego poprowadziła samochód przez ulicę dzielnicy fabrycznej, niemal zupełnie ocienionej przez wysokie kominy Hoyle Enterprises. Kiedyś, gdy była młoda i naiwna, kiedy wszystko wydawało się możliwe i wierzyła, że ma przed sobą świetlaną przyszłość, samo pojawienie się na jednej z ulic owego dystryktu przepełniało ją radością. Pewien dom stojący w tym mieszczańskim kwartale stał się centrum jej wszechświata, symbolem nadziei, szczęścia, bezpieczeństwa i miłości. Dzisiaj jego widok napełnił ją rozpaczą. Cała dzielnica podupadła w ciągu ostatniej dekady, jednak ten jeden budynek wyglądał szczególnie źle. Widok ruiny sprawił, że Sayre przez moment pomyślała, iż popełniła błąd, skręciła w niewłaściwą ulicę, zapomniała adresu. Oczywiście to była nieprawda. Pomimo widocznego zaniedbania, rozpoznała dom natychmiast. Jeżeli zaś zwątpiła przez chwilę w swoją pamięć, napis na skrzynce pocztowej powiedział jej wyraźnie, że jest we właściwym miejscu. Podwórze przed domem usiane było dziecięcymi zabawkami, wiele było zepsutych i wyraźnie porzuconych. Pod ścianami rosło kilka walczących o przeżycie krzewów, desperacko potrzebujących przycięcia. Resztki trawnika tworzyły na podwórzu kilka żałosnych zielonych łat. Na ganku wisiała pordzewiała metalowa huśtawka, a ściany budynku pokrywała łuszcząca się farba. Chociaż Sayre tłumaczyła sobie, że pojawiła się tu pod wpływem nagłej zachcianki, tak naprawdę rozważała przejechanie obok tego domu od chwili, gdy przybyła do Destiny. Teraz, kiedy znalazła się na miejscu, obezwładnił ją strach. Zanim znalazła w sobie na tyle odwagi, aby wysiąść z samochodu, zadzwonił jej telefon. Na wyświetlaczu widniał numer telefonu Jessiki DeBlance. Po przywitaniu, narzeczona Danny'ego
- Co twoja siostra napisała w tym liście?
- Czy mogę jeszcze o coś pana zapytać? - nie ustępował Mały Książę.
- Czy wielu ma pan przyjaciół? - zapytał bardzo wolno Mały Książę.
Chris zwiesił głowę i potrząsnął nią z niedowierzaniem, - Nigdy nie myślałem, że dożyję dnia, w którym ktoś z Hoyle'ów stanie przeciwko własnej rodzinie. A z drugiej strony niektórzy sądzą, że zastrzeliłem własnego brata, wkładając mu do ust dubeltówkę. - Ponownie pomasował czoło. - Kto mógłby pomyśleć, że byłbym w stanie to zrobić? - O to właśnie chodzi. Muszą jeszcze znaleźć motyw. Chyba że coś ukrywasz. - Na przykład co? - Przyjaciel uniósł gwałtownie głowę. - Chris, czy powiedziałeś mi wszystko o waszej kłótni z Dannym? - Chyba ze sto razy. - Czy Danny miał przed nami jakieś sekrety? - Sekrety? - Pomyślałem, że może podzielił się z tobą czymś, o czym nie wiedział nikt inny. - Nie. Nic. Beck spojrzał Chrisowi w oczy, szukając najmniejszego znaku, który zdradziłby przyjaciela, ale napotkał jedynie spokojne, szczere spojrzenie. - Tak tylko pomyślałem. Nieważne. Co z Lilą? - Odwiedziłem ją wczoraj, kiedy George'a nie było w domu. Nie chciała nawet otworzyć drzwi. - Wrogi świadek. Fantastycznie - Beck wstał i podszedł do okna, opatrzonego stalowymi prętami. Spojrzał na niebo, tak rozpalone, że cały błękit z niego wyparował. Tylko dym unoszący się z kominów odlewni był bielszy. - Nie będę cię oszukiwał, Chris. Musimy opracować solidną linię obrony. - Nie zabiłem swojego brata. Beck odwrócił się w kierunku Chrisa. - Potrzebujemy czegoś więcej niż tylko twojego zaprzeczenia. Chris spoglądał na niego przez długą chwilę, zanim powiedział cicho: - Beck, to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jaką kiedykolwiek musiałem zrobić. Zwalniam cię. - Zwalniasz mnie? - roześmiał się Beck. - Nie ma to nic wspólnego z poziomem twoich umiejętności czy profesjonalizmu. Pod tym względem nie mam żadnych zastrzeżeń. Wyprowadziłeś Hoyle Enterprises z tarapatów, które mogły nas sporo kosztować, i to nie tylko finansowo. Huff i ja potrzebujemy cię teraz, żebyś rozprawił się z agencjami federalnymi i, dzięki Nielsonowi, również z naszymi pracownikami - uśmiechnął się krzywo, - Ja zaś potrzebuję adwokata. Beck wrócił do stołu i usiadł. - Właściwie muszę przyznać, że odczuwam ulgę. - Nie jesteś zły? - Chris, prawo karne to nie moja działka. Sam chciałem zaproponować, żebyś wynajął specjalistę. Zamierzałem nalegać, ale bałem się, byś nie pomyślał, że chcę umyć ręce od sprawy. Poza tym, nie byłem pewien, jak zareaguje Huff. - Nie spodoba mu się ten pomysł. Jest specjalistą od trzymania wszystkich spraw w rodzinie. Ale chyba pomożesz mi, by mu wytłumaczyć, że to dobra decyzja. - Porozmawiam z nim. Kogo chcesz wynająć? Chris wymienił nazwisko, którego Beck nie kojarzył. - Jest z Baton Rouge. Podobno świetny. - Zatem powodzenia. - Na pewno nie jesteś na mnie zły? - Daję słowo, że nie. Gdzie ten spec? Potrzebujesz go dzisiaj, teraz.
To było ponad jego siły.
Niespodziewanie uśmiechnął się.
Szczere zdziwienie Małego Księcia uspokoiło Gołębia Podróżnika. Opowiedział więc Małemu księciu o swej

którą, jak twierdził ojciec, przypominała, a której kopia

- Jeśli się nie wybierzemy, będziemy tęsknić za Nieznanym... - stwierdził w zamyśleniu Mały Książę i czule
Mark nie odrywał wzroku od jej twarzy. Zaczynał powoli rozumieć, przez co ta dziewczyna przeszła. Taktownie po¬wstrzymał się od jakichkolwiek komentarzy. Po chwili mil¬czenia Tammy znów zaczęła opowiadać:
- Ale...


Obie doskonale wiedziały, że tak nie jest, lecz mimo to
A kiedy lady Rothley sprowadzi ją do siebie, jaki sens
- Jak to się stało, Karo? - Przycisnął twarz do szyby, aż zaszła

- Skąd się wzięłam? - odparła Róża powoli, jakby z wahaniem. - To trudne pytanie. Nie mogę odpowiedzieć, że

Matthew zarzucał sobie kolejno na szyję nieskończoną liczbę
- Odkupiłeś od tych ludzi koc?
- Po prostu zamknij dziób i zostaw mnie w spokoju, dobra?